Myślisz, że nad tym panuję? Że jestem w stanie się tego wyprzeć? Nie. I wolałabym nigdy nie musieć tego poczuć. Ale już przecież czuję. Ciągle jeszcze to czuję.
- Spójrz mi w oczy.
- Spójrz mi w serce.
Myślisz, że nad tym panuję? Że jestem w stanie się tego wyprzeć? Nie. I wolałabym nigdy nie musieć tego poczuć. Ale już przecież czuję. Ciągle jeszcze to czuję.
- Spójrz mi w oczy.
- Spójrz mi w serce.
Jeszcze mam drugie dno. Jeszcze potrafię się odbić. Każdy przeżywa takie chwile, że łatwo się zabić. Rozbić. Ból tak działa. Ale potem mija. Znajdujesz cel. Rozwidlenie. Kolory. Jeszcze będzie ten dobry czas. Jeszcze będzie. Chłód.
Nie zabijaj (się) więc.
Po najgorszym piekle może przyjść niebo.
Zmęczenie ratuje przed obłędem.
Albo go potęguje.
Na dnie.
Trochę przestaję istnieć.
Dlaczego niektóre dni wyciągają ze mnie wszystko? Każdą cząstkę dobra, siły, nieba... Może jest tak, jak powinno. Morze jest tak, jak i nie. Księżyc za dnia. Słońce w nocy. Tylko... coraz mocniej.
Nie myślę już. Racjonalnie. Nieracjonalnie zawsze. A może tak lepiej? Nie mam uprzedzeń. Widzę Ciebie. Słyszę jedno słowo zbyt wiele razy. Mam coś z sercem. Źle patrzę. Bo widzę.
I nie przestanę. (O tym, o czym może powinnam.) Nie. Wiem. Tylko... wszystko wokół się zmienia. Pomyśl, co, jeśli we mnie nie zmieni się nigdy? Endless devotion, huh? Tak coś czuję. Mój problem. To będzie taki prezent. Z głębi duszy. Weź.
Nie ma nic piękniejszego nad to, gdy ktoś życie oddaje...
***
Gdyby ludzie widzieli to, co czuję...
Rozsypałabym się na ich oczach.
***
To nie ma sensu. Nie. Ważne.
***
Dziękuję.
Puka do okien. Jest ich kilka. Tych okien. Każde ma swoją historię. I ciąg dalszy.
Wiesz, bywa też i tak, że to przeznaczenie puka kilka razy. Za każdym będzie się miało wrażenie, że na pewno. Ona tak miała. Dzielimy inicjały. A dzieci dzielą z nią krew. Zawsze był problem z wolnością. A ona... czuła się samotna. W każdym poprzednim związku. Niby była z kimś, a jednak była w tym sama. Z.
Pierwszy... nawet nie wiedział, że jej chce. Wolności i Ż. Teraz ją stracił. Wolność. Ż też. Ma myśli w kształcie podłogi i metalowych krat. A kiedyś był tak high. Pomylił drogi.
Niebo na ziemi? To jeszcze nie tu. Musisz poczekać.
Drugi... zna mnie lepiej niż ja jego. Bo mam jedną twarz. On tej wolności nie chce puścić. Ż też nie. Raz mu zależy na niej, raz na innej. A co z K? On sam nie wie. Ale jej nie kocha.
Teraz trzeci... trzeci kocha Ż tak, jak powinien. On jest. Bardziej, niż pierwszy z drugim kiedykolwiek. A jak się czuje przy nim Ż? Wolna. Teraz jest jej czas. Chciałabym, aby była szczęśliwa.
Aby w końcu. Tak po prostu.
***
Nie wiem, jak to jest z tym przeznaczeniem. Bo może czasem nie ma znaczenia? Może jest pułapką albo może czystą iluzją. Czy można przekonać przeznaczenie, że jest prawdziwe? A czy serce? I czy można kochać milczeniem? Czy wtedy tak naprawdę się tego chce? I czy mówienie o czymś znaczy, że to coś jest prawdziwe? Może lepiej nie mówić? Być. Przytulić. Zostać. A tak naprawdę chyba nigdy nie wiadomo. Co robić.
***
Mówimy, gdy powinniśmy milczeć.
Milczymy, gdy powinniśmy mówić.
***
Przekonujemy się, że nic nie znaczymy.
A przecież ty coś znaczysz.
Każdy coś znaczy.
Spróbuj o tym pamiętać. Wystarczasz zupełnie, wiesz? Twoje usta, dłonie, oczy. Bo wypływa z nich piękno. Bo nosisz w nich pragnienia. Marzenia...
To znaczy wszystko.
kończy się zmartwienie czas ucieka
niebo też tylko przyjdzie popatrzeć
na agonię serca bo wypadałoby
minutę ciszy potrzymać za rękę
ale już nie zdoła powstrzymać
ostatniego (na)tchnienia
***
Dobrze czasem wrócić do snów.
Biją dzwony, wiesz? To północ... to znak. Bywa i tak. Chyba coś zrozumiałam. Chyba rozumiem coraz więcej.
Czasem trzeba przejść przez gęsty, ciemny las, by zauważyć, że nie znajdzie się w nim jasności, światła. Będą prześwity, ale to nie wszystko. Kłuje mnie w sercu ta myśl, wiesz? Nie wszystko. Nie wszystko można (wy)powiedzieć.
A ja chciałabym szczerości. Prawdy. Coś jednak podpowiada mi, że prawda jest taka, że jej nie ma. Nie będzie. Odwracasz się w każdą stronę i z każdej strony cię ranią. Ciężko to pojąć. Człowiek (nad)wrażliwy będzie się doszukiwał winy w sobie. A ty?
Ty masz jeszcze oczy duszy. Jeszcze możesz to dostrzec. Z prześwitu uczynić światłość.
Niektórzy nie zdają sobie sprawy... ja też sobie nie zdawałam. Do czasu. I może mija noc wiary, choć jeszcze trwa. Ja wiem... teraz wiem. Widzę. Jaki jest świat.
Chcę żyć dobrze. Nie chcę dobrze grać.
Patrzę... obserwuję. Przyglądam się. Może zbyt wiele we mnie uczuć. Pewnie tak... bardzo boli. Cholernie. Chciałabym nie musieć taka być. Ale skoro już czuję... to muszę z tym powalczyć. Muszę zwalczyć w sobie to, co niszczy mnie od środka. Nie chciałam... Ciężko się pozbyć serca, wiesz?
Nie zrobię tego. Trzeba po prostu pamiętać. Zło nie śpi. Także wszystko może być próbą...
Jedno jest życie, wiesz? Do czego więc dążę, czego bym chciała... ? Wiary w człowieka bym chciała. Wiary w duszę. W to, że może być krucha. Chciałabym, by i ona mogła uwierzyć. Raz na zawsze.
Że może być wrażliwość w człowieku i prawda i szczerość. Szarość. Że można się głupio wzruszać, myśleć o niebie i o Niebie... I to wcale nie znaczy, że jest się słabym. Tak samo, jak siła nie oznacza, że masz się zakrywać czymkolwiek. Siła to nie jest odrzucanie emocji czy wrażliwości... a wreszcie nie jest nią także odrzucanie człowieka. Człowieka szczególnie.
Niektórzy ludzie są w naszym życiu po to, byśmy się czegoś od nich nauczyli. Paradoksalnie czasem. Od tej samej osoby można nauczyć się kochać i odrzucać miłość.
Bóg to miłość.
Najbardziej boli to, co przyznasz po czasie. Bo można też pomylić odczuwanie. Zorientować się niewczas.
Nie wszystko można (wy)powiedzieć. Na tym więc koniec. Tych myśli jest tyle, ze znów boli od nich głowa. To lekki ból. To rozżalenie.
Duch działa. Ty możesz tego nawet nie zauważać.
Chciałabym nie musieć czuć...
Trochę się boję. Bo nie wiem już, czego się spodziewać. Szatana czy Anioła. Wszystko jest takie pomieszane.
Skąd to wypływa... nie rozumiem. Nadal.
To ja jestem popieprzona, a nie niebo.
chciałoby się je zastąpić
jednym przepisem
pełnią życia
wiarą nadzieją miłością
u(ś)pić ducha
niepogodę
najlepiej na słodko
Cały dzień bez duszy.
Gdy próbujesz się uodpornić - dostajesz deszczem w twarz. Zaczynasz rozumieć, że nigdy tak naprawdę nie zapomnisz smaku łez. Można być silnym, ale gdy nie posiada się wystarczająco silnego charakteru - wrażliwość wygra. Zawsze. A nikt nie posiada silnego charakteru od początku. Na początku zawsze jest słabość.
Tak samo jest z miłością i sercem. Na nie się nie da uodpornić. Nie na zawsze.
Bo miłość to przecież słabość.
***
Ona już jest skazą na Twoim sercu.
Od niej nie uciekniesz.
Nigdy nie wiadomo, co siedzi w człowieku.
Co czai się z tyłu głowy. Czy myśl o sercu. Czy w ogóle jest.
Czasem boli brzuch albo boli serce... A potem się śni.
***
Przywiązujesz myśl do drzewa. Przywiązujesz siebie. Pada deszcz. Zaczyna boleć. Nie umiesz się nie przejmować, bo to twoja bajka. Próbujesz ją zatrzymać. Drzewo jest silniejsze. Zabiera myśl. Zabierają niebo. Nie liście, tylko listy. Na gałęziach. Wiatr je zrywa. Boli mocniej.
Po niebie płynie Łódź. W szybie z deszczu.
Szyba pęka. Czujesz to w sercu.
Pomyliłaś szybę z sercem.
Po niebie płynie Łódź. W sercu. Płacze(sz).
A potem pęka(sz). Na pożegnanie.
***
Budzisz się. Nadal boli. Teraz naprawdę.
Każdy ma swoją młodość. Każdy ma swoją starość. Tylko może w innym czasie. Bo każdy jest inny tak samo jak każde serce czuje inaczej.
Czy gdy człowiek nie żyje, to czy o tym wie...
Czy wiem?
Czy żyję... Czy tak wygląda życie? Czy?
Nie zmienię tego. Nie umiem. Ja popierdolona. Serce. Dobrze, że mam serce.
Heh... chyba brakuje mi nieba. Gdy noc.
Chyba... umiera chmura.
Nie pozwól jej mnie zabić.
***
Trzeba mieć odwagę, by pokazać, że jest źle.