wtorek, 27 czerwca 2017

złe.spełnienia

I staje się. Bo spełnia się to, czego się bałam. To złe. (O tym pięknym nie chcę nawet myśleć. Bo morze to inna bajka. Bo chcę wierzyć, że nie.) Fałszywa miłość... atrapa. Ściemnianie niebu. Poza zasięgiem wzroku. Słucham. Nie wierzę...

Nie wiem już, gdzie jest prawda.

Nie chcę więcej złudnych nadziei. Że będzie ktoś, kto nie zawiedzie. Kto nie będzie wiedział lepiej. Komu można zaufać. Że nie zmusi. Że będzie ktoś.

Bo jak jest, to potem się wszystko pieprzy i zostaję bez.

Bo albo ucieka, albo to ja muszę uciekać... albo dystans.

Przeraża w ogóle sama myśl.

Bo chce się najbardziej tego, czego nie ma. Bo chce się prawdy. Bo boli brak.

(A w głębi duszy to się zawsze czuje.)

Bo kiedyś i tak stąd ucieknę. Widzisz? Nie wszystko, ale... w tej rzeczywistości nie ma dla mnie prawdy. Jest w niebie... w tym na wieczność.

Muszę się przyzwyczaić. Do bólu... czasem tak jest, że w ogóle nie jest. Trzeba wierzyć. Nawet, gdy oszukuje mnie cały ten świat? Nawet, gdy nie chcę w to wierzyć... nie ma dla mnie miejsca.

Może jeszcze będzie coś dobrego... ale chwilowo wszystko to rani. Bo w głębi duszy czuję, że nie zdarzy się nic, czego pragnę. Bo to wszystko takie... niemożliwe. Bo wiesz. Czyny ranią. Myśli krwawią.

Może... może jeszcze będzie coś dobrego. Gdzieś za mgłą to widzę... Ale czy pięknego... może jakimś cudem... Bo  piękno jest zawsze poza zasięgiem. Dlatego istnieje tęsknota. W moim świecie.

Chcę do nieba. Przecież... czy to tak wiele...

Nie chcę takiej obecności, która zostawi mnie z wielkim brakiem. Nie chcę.

Ale chcę do nieba... dlaczego?

Bo niebo sprawia, że czuję. Coś innego niż ból. Czasem.

Przepraszam za to.

***

Nie mam komu powiedzieć, więc piszę.

Ty też pisałaś...

21:39.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz