czwartek, 31 sierpnia 2017

rzeczywistość. koszmar. na jawie.

Masz nadzieję, że w końcu się obudzisz. Że minie ten ból, od którego toniesz, że znajdziesz wyjście. 

Ale każda nadzieja czasem słabnie i wtedy przybliżasz się do ujścia rzeki i już wiesz, że nie uda się uciec od. Że w pamięci masz pozapisywane kadry wyrwane z życia. Że tak naprawdę nigdy nie zapomnisz i może być gorzej. Jeszcze.

Jestem w takim miejscu. Teraz. W tych wszystkich najcięższych chwilach naraz. Czasem to, co piękne, jest równie trudne... Czasem w tym, co pięknem zostało nazwane, nie sposób dostrzec piękna. Bo widok trumny spuszczanej wgłąb ziemi jak ma niby odnosić się do ujścia duszy w stronę nieba? Moja wyobraźnia załamuje skrzydła. Choć chcę wierzyć... chcę. I wierzę. Jednak... ciągle chciałabym się obudzić. Narysować ciąg dalszy, nawet jeśli miałabym napisać sobie wieczność palcem na piasku. Chcę czasu. 

Dla serca. Dlaczego mi to robisz? Dlaczego muszę płakać? Prawie krzyczę. Jak wczoraj. Jest taki moment, w którym puszczają nerwy i nie jesteś w stanie zaakceptować tego, że ojciec doprowadza matkę do płaczu. Że w takim dniu ktoś wypomina. Że przeklinasz alkohol i czujesz wstręt. Nie mów tak do niej. Chciałam, aby było dobrze. Sypnęło się wszystko. Nawet moja kartka od serca przyklejona do lodówki.

Przetrwałam pogrzeb. Ludzie płakali. Miałam łzy zastygnięte w oczach. Byli tacy, którzy znali go lepiej niż ja. Znali jego młodość. Ja znam słowa. Nie wiem, jakim był nauczycielem... Na pewno dobrym. Tyle osób przyszło go pożegnać... Tyle osób uścisnęło mi dłoń, przytuliło. To musiało być wspaniałe mieć takiego dziadka. Prosto w serce. Dotknij, by puścić. Daj nadzieję, by zabrać. Tego widoku się nie zapomina. Ale człowieka jeszcze bardziej. Był dobry. Zależało mu na innych. A słabości? Każdy je ma. Każdy ma nałogi i choroby. Każdy cierpi na jakąś miłość. Nawet na cmentarzu...

Potem było tylko gorzej i nie wiem, co wydarzy się dalej. Nie wiem, czy cokolwiek jest w stanie wymazać ten dzień albo wyciszyć serce. 

Zrobiło się pusto. Dopadła mnie czarna dziura. Nie chcę tak. Ile bym dała, żeby usłyszeć choć jedno słowo...

Czy to tylko smutna bajka? Może jest nią życie... Dostrzeż piękno, by za chwilę ujrzeć ciemność. Bez gwiazd.

Na koniec... Jest taki rodzaj płaczu. Płacz końca. Taki, że nie panujesz nad żadnym oddechem. Taki, że płaczesz na głos. Wypełniony po brzegi pustką, obezwładniający do ostatniej kropli. To płacz utraconej nadziei. Utraty. Nie jest dobrze... Nie wiem, co się ze mną działo. Twarz ukryłam w dłoniach. Nie widzisz, że to znak? Potem nastała cisza i dreszcze. I trzęsłam się jeszcze. Kilka godzin. Usypiałam na minutę. Chwilę później znów ten ścisk w żołądku. Nie wiedziałam, jak się uspokoić. Niech to się skończy.

***

Myśli mam poszarpane. Nie potrafię skupić słowa. W miejscu. Stoję. Jakby ktoś podał mi znieczulenie na życie. Na kilka chwil... To wszystko wróci. Dopiero się zacznie. Ból. Kolejny.

Cena, którą płacimy, by po upadku dojść do siebie, jest wysoka. Czasem nie udaje się. Zostajesz w miejscu, którego nie umiesz nazwać. To gdziekolwiek, które chciałoby się wymienić na byle co. Byle...

***

Mam rozdartą duszę. Nie rozumiem deszczu o północy. Brakuje mi niejednego serca i wiem, że to zbyt wiele - żądać ukojenia, wypełnienia. Można przecież zostać bez niczego. I nadal żyć...

Przytulam się do ciszy. Dotyka mnie światło i biel. Jest inaczej. Bo wiesz...

Nie umiem wyrzucać z pamięci 
ani z serca.

Nie umiem.

***

w każdym wersie przechowuję myśl
nawet gdy już bliżej niż dalej
drugiego końca 

dotykam
by przekonać się że

nadal wszędzie jest ta która trwa wiecznie
i wiecznie trwać będzie
w ramionach 
nieba.

***

Jest mi tak krucho, jak nigdy wcześniej.
Tak błądzę po wierszach i złych snach.
Jakbym się miała posypać, rozlecieć.

...a światłość wiekuista niechaj świeci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz